Bieganie to sport wytrzymałościowy. Gdy solidnie się wkręcisz, to nawet nie wiesz kiedy, z 3 biegów w tygodniu robi Ci się sześciodniowy tydzień treningowy. Bo przecież nie tylko bieganie, ale i siłownia, core, wzmacnianie. O kontuzjach biegaczy słyszał chyba każdy i każdy ma cichą nadzieję, że właśnie jego to ominie. Czasem to takie biegowe “oszukać przeznaczenie”. Starasz się regenerować, trenować rozsądnie, dobrze odżywiać, pilnować zużycia butów. Białeczko, witaminki, solanki. Sezon idzie idealnie, z wyścigu na wyścig coraz lepiej i nagle w rozmowie z trenerem wspominacie, że dawno nie było żadnej kontuzji!
Bang! Tyle wystarczyło, żeby wywołana do odpowiedzi kontuzja pojawiła się jak pilny uczeń przy tablicy. Zaczęło się niewinnie — coś ciągnęło z przodu uda. Uznałam, że należy rozbiegać, bo przecież jak mówi starobiegowe przysłowie “nie ma takiej kontuzji, której nie można rozbiegać”. Otóż ta postanowiła być wyjątkiem. Dwa tygodnie po fantastycznym starcie BUT wracałam z truchtania, kuśtykając i zaciskając zęby. Wizyta u fizjoterapeuty – prawdopodobnie przeciążenie nogi. Odpoczynek, regeneracja, basen, delikatne spacery, ćwiczenia rehabilitacyjne, tejpy stabilizujące nogę. Jest lepiej, ale gubi mnie mój brak cierpliwości. Przeciążam nogę podczas ćwiczeń i znów wszystko od początku. A czasu nie miałam, bo zbliżał się Chudy Wawrzyniec.

Startu w Chudym nie odpuściłam – ale o tym wydarzeniu opowiem innym razem. Na szczęście nie pogorszyłam sytuacji.
Czy kontuzja oznacza koniec biegania?
Co z następnymi startami? Cóż, trzeba było zweryfikować plany 😉 We wrześniu ostatni bieg Pucharu Zagłębia (choćbym miała się przeturlać, bo przecież koszulka), a potem w listopadzie ukochane Piekło Czantorii – o ile w pełni uda się ogarnąć kontuzję, bo jak wiadomo, Piekiełko to nie rurki z kremem…

A co słychać u kontuzji? Na szczęście z dnia na dzień z nogą coraz lepiej. W połowie września widzę się z Fizjomat, zobaczymy na USG co tam się dzieje, przeanalizujemy krok biegowy, pooglądamy moje stare buty, łoooo będzie się działo.
A treningowo? Trochę mniej biegania i z pewnością wolniej i bardziej zachowawczo. Wyciągnęłam z pajęczyn rower — może nie przepadamy za sobą, ale to dobry trening uzupełniający. Do tego rolowanie, solanki i zdecydowanie więcej cierpliwości…
A jak tam u Was? Kończycie sezon? Udało się bez przykrych przygód i kontuzji? A może chcecie opowiedzieć o kontuzjach ze swojej biegowej przeszłości? Dzielcie się historiami, czekam na Wasze komentarze!