Jak jest zima, to jest long run! To taka jednostka treningowa, którą jedni biegacze uwielbiają, a drudzy z niecierpliwością czekają na jej koniec. Ja zdecydowanie zaliczam się do tego pierwszego grona, a długie wybiegania to dla mnie okazja do zobaczenia czegoś nowego. Czasem, żeby zwiększyć zasięg biegowego zwiedzania, wywożę się autobusem gdzieś dalej i wracam biegiem do domu — w takim rozwiązaniu nie ma opcji, że mi się nie chce dalej biec 😜W ostatni weekend w planie były 3-4 godziny marszobiegu, a Szymon zaproponował, że podrzuci mnie w okolice Hałdy Murckowskiej. Plan był następujący: zdobywam 2 hałdy — Murckowską i Kostuchnę i lecę lasami w kierunku Muchowca, Doliny Trzech Stawów i do Sosnowca. Pogoda paskudna, niebo szaro-bure, za to od czasu przelotna mżawka — zapowiadał się wyborny marszobieg!
Długie wybieganie, czyli przygodę czas zacząć!
Na starcie stoczyłam walkę z nawigacją. Teoretycznie na Hałdę Murcki miał prowadzić czerwony szlak. Przynajmniej wg Mapy.cz. Nope. Może ten szlak istniał, ale w fantazjach twórcy mapy. Ale powiedzmy sobie szczerze, hałda na szczęście nie jest skomplikowaną formą terenu, więc nawet MI udało się zbiec z odpowiedniej strony, by dostać się na szlak prowadzący w kierunku Hałdy Kostuchna.
Biegnę przez las, widzę jakieś resztki zabudowań (tereny po KWK Boże Dary), niewielkie stare hałdy i docieram do urokliwej dolinki ze strumykiem Rów Murckowski. Na której był mostek z płyt betonowych. Kiedyś, ale nie teraz, bo wzięło i zmyło. Z prawej strony tama z wodą powyżej kostki — latem człowiek, by się nie zastanawiał, tylko buty pod pachę i darmowe mycie stóp. Z lewej strumyk z dość głęboko wciętym i nieregularnym brzegiem. Pośrodku to, co zostało z mostku — czyli betonowa płyta, naniesione patyki, śmieci, konary, śmieci i nieregularne skarpy podmytej ziemi, miejscowo pokrytej lodem. Wytrzyma to wszystko mój ciężar, czy zaliczę na starcie kąpiel? To dopiero byłaby wtopa! Jeszcze raz chłodna kalkulacja (nawet przemknęła mi myśl przez głowę o zmianie trasy…) i trzy, dwa, skok z gracją wyliniałego kota i jestem po drugiej stronie. Cała i sucha 😉

Hałda Kostuchna wita mnie nawet nie błotem, co wciągającą mokrą mazią, która wydłuża ruchy i klei się do butów. Mimo to warto dotrzeć na szczyt dla widoków. Podobno przy bezchmurnej pogodzie widać Beskidy jak na dłoni. Podobno 😉 Ja miałam raczej monochromatyczny krajobraz 😛
Dalej moja trasa prowadziła czarnym, żółtym i niebieskim szlakiem, aż do Doliny Trzech Stawów w Katowicach. Dla takich mistrzów orientacji w terenie jak ja — uwaga — część szlaków jest wyjątkowo kiepsko oznaczona w tej okolicy, więc warto wrzucić gpx do zegarka.

Kiedy truchtam i rozmyślam o tym, że Las Murckowski wcale nie jest taki płaski, jak mi się wydawało, jakieś 100 m przede mną przebiega stado danieli. Jak w bajce!
Dalej już pokonuję moją trasę bez większych przygód — nie licząc przymusowej zawrotki w Dolinie, gdzie zalało główną aleję. W pierwszym momencie stwierdziłam, że to mnie nie zatrzyma! Ja nie dam rady? Przeskoczyłam wielki Rów Murckowski, potrzymaj mi izo! No więc nie dałam 🤣W momencie gdy lód na tej gigantycznej kałuży zaczął trzeszczeć, uznałam, że nie warto ryzykować 10 km do domu w mokrych, zimnych butach 😛 Szczególnie, że jest kulturalny obieg (biegowa wersja objazdu?).


Jeszcze tylko zanurkowanie po kostki w błocie podczas przekraczania budowy gazociągu (ja nie widziałam żadnych tabliczek :D). Zaobserwowanie wielkich śladów czegoś kopytnego co skręciło w moczary (łoś?), przebieg przez Szopienice (uwielbiam ich urokliwą zabudowę) i jestem przy Morawie. Tu już czuję się jak w domu.


Pod domem zegarek pokazuje 28 km. Dawno, ale to dawno nie było takiego długiego biegania. To był przyjemny (choć początkowo nic na to nie wskazywało), spokojny marszobieg – i to pełen przygód!
Jestem ciekawa, co robicie w momencie napotkania przeszkody? Kombinujecie jak ją ominąć, czy zmieniacie trasę swojego biegu? Piszcie, piszcie, opowiadajcie!